Na studiach poznałem masę dziwnych informatycznych zasad, mniej lub bardziej sensownych, w tym KISS (lub polskie, lekko wulgarne BUZI czyli Bez Udziwnień ZIeb...e). Okazuje się to sprawą dość uniwersalną.

Przez zimę moje napalenie na jazdę rosło. Ta chęć poszalenia połączona z uczuciem niezależności finansowej, jaką daje pierwsza stała praca powodowała wielkie spustoszenie w moim małym, chyba jednak pustym czerepie... Pomijając bezmyślną sytuację, jak to zamiast rozglądać się za kawką ER5 już planowalem jechać po ZX6R, utrudniałem sobie coraz bardziej poszukiwania, zwiększając wymagania oraz limit cenowy. Kombinowałem, knułem, planowałem i snułem kolejne wersje szczęsliwego końca kiedy to będę zasuwał po drogach swoim pierwszym w życiu, mega-hiper-super zapieprzaczem.

I w tym momencie nadeszło słońce, ciepełko, topniejący śnieg. I potężny strzał w pysk. Bo okazało się że jako pan i władca wszechświata, ciągle zwiększając limit na moto a potem zbierając kasę, żeby ten limit mieć... przegapiłem swoją okazję. a może to nie była okazja? nie miałem szansy poznać, bo przegapiłem. i to trzy na raz. troszkę słaba opcja, ale za to sensowna. Przecież nie musze mieć 100 koni na starcie żeby się dobrze bawić. To była taka pierwsza, zimna fala na skacowany łep.

I dobrze się stało. ochłonąłem, zacząłem sensownie myśleć, i... i tym co sie pytali co z moim motocyklem zdradzę, że jest pretendent. a jaki? Bez nerwów, pojadę, obejrzę. Jak kupię to dam znać, a jak nie, to nie. Keep it simple stupid, keep it simple stupid. 

KISS